Stało się! Minął pierwszy kwartał życia mojej córki! I też pierwszy kwartał łączenia pracy z działalnością biznesową! Jak ten czas wyglądał? Jakie mam wrażenia i wnioski? O tym dziś, w kolejnym poście z serii #BiznesMamy 🙂
Miesiąc pierwszy
Moje dziecko juz od pierwszych godzin życia okazało się idealne. Dogadujemy się świetnie, komunikujemy się na migi, mrugnięcia oka i nieliczne płaczki. Jednak z perspektywy mojej pracy, okazało się, że ma jedną maleńką wadę fabryczną – jest nieodkładalne 🙂
[hehe, jak to pisałam to nie wiedziałam co mówię! Kolejne moje dziecko – ono dopiero było N-I-E-O-D-K-Ł-A-D-A-L-N-E!!]
W sumie, mogłam się tego spodziewać – znam siebie, znam mojego męża – lubimy naszą wzajemną atencję! Ciężko oczekiwać, że dziecko będzie inne. A jednak, miałam nadzieję, że będzie czasem przejawiało chociaż minimalną potrzebę zajęcia się same sobą. Niestety nie. Przez pierwszy miesiąc najlepszym zajęciem, uprawianym najchętniej 24/7, była mama!
Dzięki karmieniu piersią miałam duuuużo czasu na research. Do tej pory czas pracy zwykle wolałam poświęcać na tworzenie. Przyswajanie nowości zostawiałam na inne okazje, zwykle „przy okazji”, czyli na wieczne „kiedyś”. Okazało się, że karmiąc małą mam tonę czasu na czytanie! Zaopatrzyłam się więc w nowy, pojemny power bank, ściągnęłam potrzebne aplikacje na telefon i… zabrałam się za lekturę.
Aplikacje, które ułatwiły mi to zadanie:
– Bloglovin’ (30.04.2025: Aktualnie używam Feedly) – aktualności na czytanych przeze mnie blogach.
– Legimi – moja ukochana aplikacja do czytania eBooków. (30.04.2025: Obecnie czytam więcej po angielsku, na Kindle).
– Pocket – tutaj lądują wszystkie linki, które chcę przeczytać, ale akurat w danej chwili nie mam czasu.
– Facebook i jego opcja „Zapisz na później” – tak samo jak w przypadku Pocket, tylko stosuję ją do linków, które znajduję na Facebooku.
Pierwsze dwa tygodnie minęły nam naprawdę ekspresowo. A wiem co mówię, przeżyłam urlop w korporacji – ten to dopiero mija super szybko. Mimo to jednak „urlop” z nowonarodzonym dzieckiem upływa jeszcze szybciej. Mam wrażenie że od wyjścia ze szpitala do dnia kiedy mój mąż musiał wrócić do pracy minęły trzy dni, a w rzeczywistości było ich ponad 14!
Początkowo zorganizowanie czasu na pracę wcale nie było trudne, nawet przy nieodkładalnym dziecku. Największym wyzwaniem było zorganizować taki czas na pracę, żeby jednocześnie nie chciało mi się spać.
[Aktualizacja 2022: Jestem obecnie przeciwko pracy, gdy się ma bardzo małe dziecko. Ale przy pierwszym próbowałam i miałam ambicje. Teraz uważam, że lepiej odpocząć :)]
Mam taką myśl, że początkowy okres, kiedy nie masz zielonego pojęcia jak będzie wyglądał Twój dzień, ani nie wiesz jak będzie wyglądała Twoja następna godzina, można bardzo fajnie wykorzystać i zaplanować na niego jedynie takie zadania, które nie mają deadline’u. W tej roli dadzą radę np. planowanie, zbieranie informacji, prace koncepcyjne itp.
Poza tym, w pierwszych dniach próbowałam wszystko robić z zegarkiem w ręku. I zdecydowanie takie podejście odradzam. Zupełnie zabiera radość z życia z Mikrusem. Mikrus ma w głębokim poważaniu zegarki i przesadną kontrolę matki 🙂 Trzeba nauczyć się nie marnować okazji do pracy, nawet najmniejszych i kropka.
Miesiąc drugi
Ten czas był chyba najlepszy pod względem ilości wykonanej pracy. Młoda zaczęła sypiać w ciągu dnia, odgruzowaliśmy mieszkanie po tornadzie jakie przeszło w pierwszym miesiącu, oswoiłam się z sytuacją i odetchnęłam psychicznie.
Praca jednak już chyba nigdy nie będzie taka sama 🙂
Po pierwsze: bloki czasowe są króciutkie.
Po drugie: oprócz tych, które dzieją się, gdy Młodą się ktoś opiekuje, żadnego nie da się ich zaplanować.
Po trzecie: skończyły się powolne poranne rozruchy z kawką w ręku (a tak je lubiłam! :)). Trzeba startować z robotą z miejsca!
Po czwarte: muszę siadać tyłem do bałaganu, bo kusi by jednak sprzątać zamiast pracować 🙂
Te słowa piszę gdy Młoda ma sześć tygodni. I muszę powiedzieć, że tęsknię za pierwszymi dniami, które spędziłyśmy razem przytulając się w łóżku i nie robiąc nic innego. Naprawdę nie ma co się spieszyć do pracy, pierwsze momenty z małym dzieckiem rzeczywiście są wyjątkowe i myślę, że nie warto ich sobie dobrowolnie ograniczać.
Miesiąc trzeci
W miesiącu trzecim nie było mowy o jakiejkolwiek pracy. I nie mogę zrzucić tego na żaden skok rozwojowy ani kolki. Zrobiłam wielkie NIC z mojej „winy” – bo na ten czas zaplanowałam pobyt w Polsce i zabawę w samotną matkę (mąż szybko wrócił do Abu Dhabi). Podróż, opieka nad dzieckiem, załatwianie polskich spraw (i to wszystko w pojedynkę!) nijak nie łączą się z pracą. Nie wiem czego ja oczekiwałam 🙂
Podejrzewałam, że tak będzie, ale muszę powiedzieć to tu wyraźnie – pierwszy kwartał życia z Młodą upłynął jak w sekundę!
Był pełen trudnych momentów (jak dni kiedy nie miałam czasu zjeść albo się umyć, bo płakała), ale większość była jednak piękna (jak każdy gdy do mnie guga – gaduła jest po matce ;)). I gdy tylko nachodziło mnie typowe biczowanie „nie pracujesz”, „lenisz się”, przypominałam sobie Wasze słowa, które padały z każdej strony. Słowa matek, które już tam były, mówiące – „Praca nie zając! A pierwsze tygodnie z dzieckiem miną bardzo szybko. Szkoda je stracić.”
W tej chwili, czuję się w obowiązku przekazać je dalej:
Pierwsze tygodnie życia z dzieckiem to jedyny taki czas dla Was. Praca nie zając, nie ucieknie 🙂
Dodaj komentarz